W tym roku po raz 20 odbyły się jedne z najstarszych pokazów lotniczych w Polsce, a na pewno jedne z ciekawszych w naszym kraju. Aeroklub Krainy Jezior mieszczący się na lotnisku Kętrzyn-Wilamowo, jak co roku, gościł grupy akrobacyjne, solistów, samoloty, śmigłowce wojskowe oraz pilotów General Aviation. Pogoda w tym roku była wyjątkowo korzystna, co sprawiło, że płyta postojowa dla samolotów zapełniła się po same brzegi, a odwiedzający lotnisko mogli cieszyć się ze wszystkich przygotowanych atrakcji.
Pokazy odbywają się w dwóch miejscach jednocześnie. Widzowie mogą oglądać wystawę statyczną oraz starty i lądowania na lotnisku w Kętrzynie, a główny pokaz odbywa się nad Jeziorem Niegocin w Giżycku, gdzie z Ekomariny można obserwować ewolucje, przeloty, a także lądowania i starty wodnosamolotów. Ciekawą atrakcją jest podziwianie pokazów z tafli jeziora. Każdy, kto dysponuje łodzią, żaglówką, bądź inną jednostką pływającą, może połączyć kołysanie się na falach z obserwacją podniebnych ewolucji. Pokazy nad jeziorem prowadzi Tadeusz Sznuk, który znany jest szerszej publiczności z telewizji, jednak mało kto wie, że Pan Tadeusz jest również pilotem i ma ogromną wiedzę na temat samolotów, oraz pilotów biorących udział w pokazach.
Jubileuszowe pokazy nie zawiodły nas pod względem maszyn, których nie oglądamy na co dzień. Samoloty North American Harvard, Jak-18, TS-8 Bies, Extra 330SC, Lockheed C130 Hercules, Jak-52, Piper L4A Grasshopper, Remos G3 Mirage, Pioneer 300 i 400, VL3 Evolution. Wodnosamoloty Aviat Husky, Piper PA-18, FlyWhale, Cessna 182, Piper SuperCub, Glasair Sportsman, Super Petrel, Savannah, J1B Prząśniczka, Cessna C206. Śmigłowce Mi-24, W3 Sokół, Eurocopter EC120 Colibri, Schweizer300, Dynali H3, Robinson R44. Dwa wiatrakowce z 57-y Team. Skoczkowie z grupy Sky Magic S3 WAT, a to i tak jeszcze nie wszyscy uczestnicy pokazów.
Tradycją jest, że zapraszany jest ktoś wyjątkowy pod każdym względem. Samolot, który przyciąga tłumy fanów lotnictwa, fotografów oraz media. W zeszłym roku była to DC3 Dakota. Tegoroczną imprezę uświetnił samolot-legenda. Consolidated Catalina PBY-5A, ochrzczona imieniem Miss Pick Up. Maszyna niezwykła, której warto poświęcić chwilę i przybliżyć jej historię. Jak powiedział mi Steve, jeden z 20 (sic!) właścicieli, tej pięknej maszyny, to latająca legenda. Swoją służbę rozpoczęła w Kanadzie, gdzie w czasie Drugiej Wojny Światowej patrolowała wybrzeże i odbywała loty ratunkowe nad oceanem. Po zakończeniu wojny, służyła jeszcze kilka lat w Kanadyjskim lotnictwie, aby na następne 30 lat stać się samolotem gaśniczym (ang. water-bomber). Kiedy nie nadawała się już do dalszej służby ze względu na stan techniczny, została kupiona przez 20 pasjonatów lotnictwa, którzy założyli fundację i odrestaurowali samolot przywracając go do stanu w jakim możemy go dziś oglądać. Wymontowano z niej zbiorniki, w których transportowano wodę do gaszenia pożarów, przemalowano ją z żółto-czerwonego na biały, tak jak malowane były te samoloty w czasach służby w marynarce, zmodernizowano awionikę i system paliwowy.
W oryginalnych maszynach jeden z inżynierów miał swoje stanowisko w pylonie łączącym kadłub ze skrzydłami i z tego miejsca nadzorował transfer paliwa między zbiornikami, mieszankę paliwową oraz chłodzenie silników. Dziś całe stanowisko zostało przeniesione do kokpitu, a w miejscu gdzie wcześniej była tablica przyrządów, znajdują się dwa niewielkie zawory sterowane elektrycznie. Ciekawostką jest, że obecnie samolot ten może przewozić pasażerów, ponieważ zamontowano w nim fotele od innego samolotu-legendy, Vickersa VC-10, który wycofano ze służby w British Airways. Chociaż Catalina skończyła w tym roku 80 lat, to jej kondycja sprawia wrażenie jakby niedawno opuściła fabrykę. Po uruchomieniu jej silniki powodują, że ziemia drży pod nogami a w uszach słychać głęboki bas. Dwa gwiazdowe, 14 cylindrowe silniki Pratt&Whitney R-1830-86 Twin Wasp, każdy o mocy 1200KM (te same które napędzały m.in. samolot Corsair F4U), pozwalają tej 12 tonowej maszynie bez problemu rozpędzić się i oderwać z tafli wody. Starty i lądowania Cataliny mieliśmy okazję oglądać w Sobotę i Niedzielę z jeziora Niegocin w Giżycku. Pomimo tego, iż samolot został stworzony do operowania z wody wyposażony jest w potężne podwozie, które pozwala mu również lądować na tradycyjnych, utwardzonych lotniskach.
Organizatorzy pokazów Mazury AirShow skupiają się na lotnictwie General Aviation. Samoloty odrzutowe są tutaj najczęściej gościem specjalnym. Płytę lotniska oraz niebo nad jeziorem oddano we władanie pilotom małych samolotów. Są to zdecydowanie ciche i relaksujące pokazy, bez grzmotu dopalaczy. Otwierają je samoloty ultralekkie, żeby sukcesywnie przechodzić do coraz cięższych, szybszych i głośniejszych konstrukcji. Warczenie silników latających w szyku Harvardów, czy Litewskiej grupy akrobacyjnej ANBO, w której jednym z pilotów jest były prezydent Litwy, jest najlepszym podkładem dźwiękowym. W tym roku grupa przyleciała, wyjątkowo, w składzie czterech samolotów i rozpoczęła pokaz od bardzo popularnej figury zwanej DNA. Polegała ona na tym, że trzy samoloty wypuszczały dym w barwach narodowych Litwy, a czwarty samolot oblatywał je wzdłuż spiralą pozostawiając na niebie białą smugę dymu. Pokazy grupy ANBO nie należą do agresywnych. Grupa skupia się na precyzyjnej demonstracji figur i precyzji pilotów. Po Litwinach łagodne warczenie przerwał pracujący na najwyższych obrotach silnik samolotu akrobacyjnego, którego pilot w trakcie swojego pokazu wyciskał z siebie i samolotu siódme poty, żeby pokazać ewolucje, których zazdrościli mu widzowie i piloci mniejszych maszyn. Na niebie pojawił się Maciej Pospieszyński , który w tym roku wzbudził chyba największe emocje. Maciek latający na Extra 330SC udowadniał, że nie ma ewolucji, której nie zrobi jego samolot. Prawie każda górka kończyła się autorotacją przechodzącą w korkociąg. Pętle i beczki, po których na niebie zostawała biała smuga dymu, a w powietrzu unosił się zapach parafiny, sprawiały że pilot tylko niewielkie odcinki pokonywał lecąc prosto. Efektowny zawis na śmigle zwieńczył pokaz, a uśmiechy na twarzach obserwujących utrzymywały się przez długi czas. Kolejną atrakcją był przelot Herculesa, największego samolotu Polskich Sił Powietrznych.
Pokazy w Kętrzynie to dla mnie osobiście okazja do spotkania się z pilotami i znajomymi w bardzo przyjemnych okolicznościach mazurskich lasów i jezior. Wyjątkowa atmosfera, która towarzyszy temu wydarzeniu sprawia, że impreza na stałe wpisała się do kalendarza wielu osób pasjonujących się lotnictwem i w bardzo efektowny sposób promuje lotnictwo GA w Polsce i Europie.
Autor publikacji i zdjęć: Konrad Stasiczak