fanpage facebook aviation24.pl fanpage twitter aviation24.pl kanał youtube aviation24.pl galeria instagram aviation24.pl

 - Foto: © Denis Klero / Red Bull Content Pool
- Foto: © Denis Klero / Red Bull Content Pool

Ekipa Aston Martin Red Bull Racing udowadnia, że "sky is the limit" i wprowadza pit-stop Formuły 1 na zupełnie nowy, niespotykany poziom do stanu nieważkości!

Zespół Aston Martin Red Bull Racing, po wykonaniu w tym roku trzech rekordowo szybkich pit-stopów potrzebował nowego wyzwania. I znalazł je. Team postanowił wykonać pit-stop na wysokości 10 000 metrów, na pokładzie samolotu Ilyushin Il-76 MDK (jego amerykański odpowiednik nazywany jest "vomit comet" czyli... kometa wymiocin), w którym szkoli się przyszłych kosmonautów.
 
Roskosmos, team zabrał bolid RB1 z 2005 roku do Centrum Wyszkolenia Kosmonautów im. Jurija Gagarina w Star City, by naprawdę udowodnić, że "sky is the limit".
Na specjalnie przygotowanym zestawie, mieszczącym się w kadłubie samolotu, ekipa przez tydzień zanotowała serię lotów. Za każdym razem na lot składała się seria parabol, polegająca na wznoszeniu się samolotu pod kątem 45°, a następnie na opadaniu pod tym samym kątem. Dzięki temu ekipa przez około 22 sekundy doświadczała stanu nieważkości, który trwał aż do momentu rozpoczęcia kolejnego wznoszenia.

śPierwsza parabola, którą wykonaliśmy, była naprawdę dziwna, powiedział mechanik Paul Knight. śNic nie może cię przygotować do takiego doświadczenia. Dlatego ludzie z Roskosmos poinstruowali nas, byśmy po prostu siedzieli i przyzwyczaili się do tego, co się dzieje. Nie masz wrażenia, że lecisz do góry albo w dół. Podczas wznoszenia doświadczasz przeciążenia 2G, czyli twoja masa ciała odczuwana jest podwójnie, a ty masz wrażenie, że wsadzono cię w ziemię i trudno ci się poruszać. Potem to wszystko się odwraca, gdy samolot zaczyna opadać. Przytrzymywali nas, byśmy nie odlecieli za daleko!ś
F$I$L$M
śNa początku wszyscy byli trochę jak Bambi na lodzie nogi rozjeżdżały się we wszystkie strony,ś dodawał Knight. śAle ostatecznie udało nam się zrozumieć, jak utrzymywać pozycję i jak w najlepszy sposób radzić sobie z tymi dziwnymi odczuciami. To niesamowite doświadczenie, którego nie da się do niczego porównać".

Stan nieważkości może jednak powodować nieprzyjemne skutki uboczne. Wyjaśniał to rzecznik Roskosmos: "Kiedy jesteś na ziemi, system przedsionkowy (czyli zmysł równowagi) jest przyzwyczajony do funkcjonowania w określonych warunkach. W stanie nieważkości system percepcji sensorycznej potrzebuje jednak czasu, by się przystosować". W tym przypadku nie ma na to czasu, stąd amerykańska nazwa samolotu ("kometa wymiocin") wspomniana wcześniej.

Załoga samolotu, ekipa odpowiedzialna za wykonanie pit-stopu oraz trenerzy kosmonautów nie byli jedynymi, którzy znajdowali się na pokładzie Ilyushina i mieli za zadanie wziąć udział we wszystkich lotach. Na "planie" była też ekipa produkcyjna, której reżyser Andreas Bruns przygotowywał się do zadania... jeżdżąc na rollercoasterach.
"Pojechałem z moimi siostrzeńcami do parku tematycznego, żeby zobaczyć, jak przeciążenia będą działały na mój organizm i szczerze mówiąc, wszyscy po chwili byliśmy zieloni, a mi cały dzień zajęło dochodzenie do siebie. Najlepszym rozwiązaniem, jakie znalazłem, było upewnienie się, że podczas lotów naprawdę będę miał dużo do zrobienia i to chyba załatwiło sprawę".
Bruns kierował projektem od pierwszych scenariuszy, aż po ostateczny montaż. Po wstępnych szkicach, stworzył styropianową makietę planu, jaki zbudowano w Rosji, na którym szkoliła się ekipa Red Bull Racing pod okiem trenerów Roskosmos. Te próby były kluczowe, biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe podczas lotów.
 
"Zaliczyliśmy siedem lotów i łącznie jakichś 80 paraboli, a w tym czasie około 25 ujęć do wykonania," wyjaśniał Bruns. "Pierwszy lot był tylko testem, więc do filmowania mieliśmy pozostałych 70 paraboli. Oznaczało to, że podczas jednego takiego wzniesienia i opadania, musieliśmy sfilmować 2 lub 3 ujęcia. Wszystko bardzo ostrożnie zaplanowaliśmy ale stan nieważkości naprawdę zaskakuje, a my na rozwiązywanie problemów mieliśmy od dwóch do pięciu minut, czyli tyle czasu, ile było przerwy pomiędzy parabolami. Nie było więc chwili do stracenia".
Zespół zdecydował się zabrać do Rosji bolid RB1 z 2005 roku (pomalowany jednak w barwy z tego sezonu), zamiast tegorocznego modelu, w którym Max Verstappen wygrał ostatnio w Brazylii. Wszystko dlatego, że wbrew pozorom, tamten model ma pewną przewagę nad RB15.

"Zabraliśmy bolid RB1, bo to drobna dama," przyznał Marcus Prosser, szef brandu i eventów w Red Bull Racing. "Stworzyliśmy całkiem zaawansowany plan, ukrywając wszystkie prowadnice do lamp i kamer. Przestrzeń była dla nas na wagę złota, a wykorzystanie węższego bolidu pozwoliło nam mieć nieco większe pole manewru wokół samochodu".
Kolejnym powodem, dla którego zdecydowano się wykorzystać właśnie model RB1 to fakt, że jest on szczególnie wzmocniony (ma chociażby specjalne poprawione osie). To właśnie to auto często zabierane jest na różnego rodzaju pokazy, na których fani mogą spróbować zmiany kół i doznać nieco tego samego, co mechanicy podczas prawdziwego pit-stopu. To niezwykle ważne, biorąc pod uwagę, że samochodem chwilami mocno rzucało w trakcie przejścia z przeciążenia 2G, do stanu nieważkości i z powrotem.

"Musieliśmy być przygotowani na wszelkiego rodzaju naprawy, chociaż szczerze mówiąc, przez filmowanie przeszliśmy stosunkowo bez szwanku," mówił wspierający team szef mechaników Joe Robinson. "Oczywiście były jednak pewne uszkodzenia. Jeden z gości uderzył głową oczywiście w kasku w przednie skrzydło, co narobiło trochę bałaganu. Nieźle się z tego śmialiśmy w fabryce, kiedy wróciłem z tym skrzydłem po evencie i powiedziałem, że trzeba je naprawić, bo kosmonauta przyłożył w ten element z główki".
"Ten projekt wymagał więcej, niż się spodziewałem," przyznał Robinson. "Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo na polegasz na grawitacji, dopiero wtedy, gdy jej nie ma! Coś tak prostego, jak dokręcenie nakrętki koła staje się bardzo trudne, kiedy samochód fruwa, a jedyna kontrola jaką masz pochodzi od sztywności kostek przyczepionych pasami do podłoża. To sprawia, że myślisz i zachowujesz się w inny sposób i to było wspaniałe!"

Filmowanie pit-stopu było trudnym zadaniem. Samochód i sprzęt musiał zostać odpowiednio zabezpieczony przed i po każdym okresie stanu nieważkości w końcu nikt nie chce, by grawitacja wróciła, kiedy bolid, opony i załoga są metr nad pokładem. To skracało każdą sesję filmową do około 15 sekund. Bez wątpienia to jedno z najtrudniejszych przedsięwzięć, w jakich team wziął udział, ale też jeden z najbardziej satysfakcjonujących.

"Brałem udział w kilku niesamowitych eventach," przyznał wspierający team koordynator Mark Willis. "Od slalomu na stoku w KitzbĂĽhel, po słone jeziora Argentyny, byliśmy w wielu dziwnych miejscach i robiliśmy tam dziwne rzeczy. Ostatecznie ten projekt jest najdziwniejszy ze wszystkich ale też najbardziej wyjątkowy, bo nie da się go porównać do niczego innego.
 
Źródło informacji: Redbull.pl