Dzisiaj, 24 kwietnia przypada okrągła 28 rocznica wydarzenia, które zakończyło krótką, sześcioletnią epokę najcięższych śmigłowców eksploatowanych w Wojsku Polskim. Jak wiemy, trzy ciężkie śmigłowce transportowo-dźwigowe Mi-6A zostały zakupione w latach 1974 1979 dla zespołu śmigłowcowych robót budowlano montażowych przy Wytwórni Urządzeń Instalacji Przemysłowych Instal w Nasielsku.
W pierwszej połowie lat 80., gdy w obciążonej nakazowym systemem zarządzania gospodarce załamał się rynek na śmigłowcowe usługi dźwigowo-montażowe, wszystkie trzy Szóstki przejęło wojsko. Drugi w kolejności zakupiony egzemplarz, zarejestrowany ze znakami SP-ITB, otrzymał wojskowy nr 670. To on jest właśnie bohaterem dzisiejszej opowieści.
Wojskowe Mi-6A wycofano z eksploatacji w 1990 r. i ten okres wskazywany jest jako zakończenie wykonywania lotów na tym typie wiropłata w siłach zbrojnych. Jednak dopiero dwa lata później miał miejsce najprawdopodobniej ostatni lot polskiego Mi-6A na trasie Leźnica Wielka Łódź Lublinek.
Wydarzenie z 1992 wspomina Miłosz Rusiecki, który był wtedy na miejscu: - Nie będę dorabiał ideologii do mojej obecności przy tym wydarzeniu. Nie, nie miałem przecieku, zresztą w lotnictwie zaufanie nieoficjalnym informacjom przypomina grę losową wszystko, poczynając od pogody, może zagrać przeciwko nam. Do Łodzi wybierałem się z kolegą w zupełnie innym celu, choć wizyta na Lublinku była jak najbardziej w planach. Jednak już dzień wcześniej mój serdeczny łódzki kumpel, niezrównany przewodnik i gawędziarz, szybownik, pasjonat lotnictwa ze szczególnym uwzględnieniem US Naval Aviation ery śmigłowej, architekt i wykładowca Politechniki Łodzkiej, śp. Piotr Gawłowski uprzedził mnie, że na lotnisku możemy spodziewać się czegoś specjalnego.
Co ciekawe, 28 lat temu też był to piątek. Gdy Piotr podwiózł nas swoim samochodem na lotnisko, dało się zauważyć, że coś wisi w powietrzu. Przy znajdującej się na skraju lotniska od strony WZL-i prywatnej kolekcji lotniczej znanej od nazwiska właściciela jako kolekcja p. Lewandowskiego kręciło się kilka zaaferowanych osób, a brama pomiędzy terenem muzeum a płytą lotniska była otwarta.
- Przyleci Mi-6, dostaliśmy go od wojska. Już lecą poinformował nas jeden z obecnych. Rzeczywiście, po niedługim czasie dał się słyszeć charakterystyczny basowy pomruk dwóch turbin Sołowiewa D-25W. Szóstki słynęły z tego, że słyszało się je na długo przedtem, nim można je było zobaczyć, ale w końcu charakterystyczne cygaro z belką ogonową pojawiło się na północnym horyzoncie. Ogromny wirnik obracał się zdumiewająco powoli, wydawało się, że można sobie wybrać jedną z łopat i podążać za nią wzrokiem. Za olbrzymem leciał Mi-8T (nr 642), jakże mały w porównaniu z bratem wagi ciężkiej.
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Niestety, na ten lot zabrano stosunkowo niewiele paliwa, nie chcąc później martwić się jego długotrwałym zlewaniem. Dlatego gigant nie wykonał żadnego pożegnalno-powitalnego przelotu, tylko z drugiego zakrętu wyszedł na prostą od zachodniego krańca pasa i wylądował metodą samolotową. Następnie powoli podkołował pod ogrodzenie muzeum. Silniki ucichły, wirnik zmniejszał obroty, końcówki łopat opadały.
Nagle ktoś obecny zauważył, że łopaty sięgają ponad ogrodzeniem nad teren kolekcji, a któraś z nich za moment uderzy w statecznik najbliższego Lima. - Nie hamuj! wrzasnął ktoś do pilota. Chodziło o to, żeby nie zatrzymać wirnika hamulcem i zyskać w ten sposób kilka minut na odwrócenie nadciągającej stłuczki. Kilku ludzi rzuciło się do Lima, pchnęli za skrzydła i kadłub. Samolot potoczył się po ziemi, odsuwając się od zagrożenia.
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Foto: Miłosz Rusiecki
Potem już wszystko potoczyło się normalnie. Załoga wysiadła, wkrótce potem odleciała Ósemką do Leźnicy. Jedyne, co nie wyszło, to nie udało się namówić ich na wspólne pamiątkowe zdjęcie.Zostaliśmy na miejscu jeszcze trochę, w końcu jednak musieliśmy się zbierać do miasta. Jak ogromny eksponat został wtoczony na teren ekspozycji, tego już nie widziałem. Dalsze losy 670 znane są wszystkim.