Wyobraźcie sobie, że w południe wsiadacie w samolot by za 12 godzin wylądować w słonecznym Los Angeles. Życie pisze jednak różne scenariusze i tak pasażerowie lotu linii SwissAir z Zurichu do Los Angeles, zamiast na plażach Malibu wylądowali w Iqaluit ( 6 tysięczne miasto - stolica prowincji Nunavut w Kanadzie). Brzmi trochę jak podły żart, ale po kolei.
Boeing 777 którym podróżowali nad Grenlandią miał awarię, komputer pokładowy zakomunikował pilotom o niesprawności jednego z silników, procedura w takim przypadku mówi o wyłączeniu jednostki napędowej, owszem taki samolot jak B777 jest w stanie bezpiecznie lecieć z jednym silnikiem, ale nie przez kilka godzin jakie pozostało do portu docelowego. Dlatego też załoga zdecydowała się na lądowanie. Wybór padł na najbliższe lotnisko które może przyjąć tak duża maszynę a więc właśnie Iqaluit. Lotnisko tak ciekawe, że warto mu poświęcić osobny artykuł.
Zobacz film z lądowania: https://twitter.com/tattuinee/status/826886429720637440
Co do samych pasażerów feralnego lotu LX40 wg informacji od przewoźnika są bezpieczni i oczekują na połączenie zastępcze. W tej chwili na miejscu jest już AirbusA330 który przyleciał z lotniska w Nowym Jorku i zabierze pasażerów w dalszą podróż, nie widomo czy będzie to lotnisko JFK czy port docelowy czyli LAX.
Przebieg lotu: https://twitter.com/flightradar24/status/826895275851644932
A tak, żeby dodać trochę smaczku tej historii to różnica temperatur pomiędzy Iqaluit a Los Angeles wynosiła wczoraj prawie 50 stopni Celcjusza, ciekawe czy ktokolwiek z pasażerów był przygotowany na mróz w okolicach 30-ej kreski.
Źródło informacji: https://twitter.com/tattuinee/status/826886429720637440
Informację zredagował: Jakub Mrugała
Źródło zdjęć: Wikimedia.com / Twitter