Nie jeden jak dotychczas lecz dwa śmigłowce ratownicze z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej będą do końca wakacji pełniły dyżury na Wybrzeżu. Od kilku dni jedna załoga czuwa całą dobę w Gdyni, druga zaś przez osiem godzin dziennie w Darłowie. Latem nad morze zjeżdża dużo turystów. Chcemy, by czuli się bezpiecznie wyjaśnia kmdr ppor. Czesław Cichy z BLMW.
Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej to jedyna w kraju instytucja, która prowadzi akcje ratownicze z powietrza nad polskimi wodami Bałtyku. Przez lata utrzymywała całodobowe dyżury dwóch śmigłowców ratowniczych. Załoga pierwszej maszyny czuwała w Gdyni, drugiej zaś w Darłowie. Zmieniło się to 1 października 2015 roku. Z dwóch punktów dyżurowania pozostał jeden: darłowski. Powód? Brak sprzętu. Wysłużone śmigłowce ratownicze wymagały pilnej modernizacji. Inspektorat Uzbrojenia MON podpisał stosowną umowę z zakładami lotniczymi w Świdniku, brygada zaś zaczęła tam wysyłać swoje maszyny. W tej chwili mamy do dyspozycji siedem z dziesięciu maszyn. Muszą być one wykorzystywane nie tylko do zabezpieczania dyżurów ratowniczych, lecz również do szkolenia załóg przypomina kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik BLMW.
Mimo trudnej sytuacji brygada zdecydowała się jednak czasowo przywrócić drugi z dyżurów. Od 19 lipca całodobowe dyżury pełnią stacjonujące w Gdyni załogi śmigłowców Anakonda. Z kolei lotnicy z Darłowa każdego dnia dyżurują między godziną 11 a 19. W tamtejszej bazie w gotowości do lotu czekają na zmianę Anakondy i śmigłowce Mi-14 PŁ/R. Latem nad morze przyjeżdża dużo turystów. Chcemy, by czuli się bezpiecznie wyjaśnia kmdr ppor. Cichy. Dyżury w tym trybie będą pełnione do 31 sierpnia. Później wrócimy do poprzedniego rozwiązania, z jedną maszyną, która czeka na wezwanie na środkowym Wybrzeżu zapowiada kmdr ppor. Cichy.
Takie rozwiązanie z zadowoleniem przyjmuje Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa cywilna instytucja, która prowadzi akcje ratunkowe z morza. To dobry sygnał, choć do ideału ciągle daleko przyznaje Janusz Maziarz, pełniący obowiązki dyrektora MSPiR. W nocy ze środy na czwartek mieliśmy na przykład wezwanie do norweskiego okrętu, który znajdował się na Zatoce Pomorskiej, 30 mil od Świnoujścia. Jeden z marynarzy doznał ataku wyrostka robaczkowego i wymagał pilnej hospitalizacji. Śmigłowiec w Darłowie już nie dyżurował, a dolot maszyny z Gdyni zająłby zbyt wiele czasu. Tym bardziej że po drodze musiałaby ona wylądować właśnie w Darłowie i uzupełnić paliwo. Ostatecznie w stronę okrętu wysłaliśmy nasz statek ratowniczy opowiada Maziarz. Akcja zakończyła się powodzeniem, ale jak przyznaje dyrektor MSPiR, w takim wypadku śmigłowiec mógłby się okazać bardzo pomocny. Po prostu dotarłby do okrętu dużo szybciej.
Z dziesięciu maszyn ratowniczych, którymi obecnie dysponuje brygada, cztery Anakondy przeszły już modernizację. Trzy stoją w halach świdnickich zakładów, a kolejna trafi tam w sierpniu. Wkrótce rozpocznie się też proces przedłużania tak zwanego resursu, czyli zdolności do dalszego funkcjonowania dwóch śmigłowców Mi-14PŁ/R. To wszystko oznacza, że w pewnym momencie brygada będzie miała do dyspozycji zaledwie sześć maszyn ratowniczych. Wszelkie modernizacje zażegnają kryzys zaledwie na kilka lat. Tak naprawdę, jak przyznają lotnicy, problem rozwiąże dopiero zakup nowych śmigłowców.
W ciągu 25 lat maszyny lotnictwa morskiego wzięły udział w ponad 600 akcjach ratowniczych i poszukiwawczych. Udzieliły pomocy 321 osobom.
Autor zdjęć: blmw.wp.mil.pl
Źródło publikacji: http://polska-zbrojna.pl/home/articleshow/23209?t=Wiecej-smiglowcow-w-trosce-o-bezpieczenstwo-turystow